W rozmowach z mieszkańcami na temat funkcjonowania naszego miasta często powołuję się na czynniki niezależne od samorządu, a wpływające na realizacje naszych zamierzeń. Wpływ polityki w zakresie administracji państwowej rzutuje siłą rzeczy na reguły jakim poddawany jest samorząd. Zakres tego oddziaływania jest duży i rośnie w miarę jak postępuje od lat centralizacja Państwa sprzeczna moim zdaniem od idei samorządności. Wystarczy tu wspomnieć choćby sposób regulowania zasad dot oświaty, pomocy społecznej czy też zmiany w polityce fiskalnej. Każdy z obszarów przekłada się na finanse i procedury stosowane na codzień.

W tym artykule postaram się wyjaśnić w jaki sposób zmiany przepisów rzutują na skuteczność ogłaszanych przetargów przez Gminę. W ostatnim okresie znacznie częściej niż we wcześniejszych latach spotykamy się z sytuacją barku ofert w ogłaszanych przetargach lub niewielką ilość ofert, w których proponowane ceny są bardzo wysokie. Nie musze wyjaśniać, że unieważnienie przetargu z takich przyczyn opóźnia lub uniemożliwia realizację inwestycji, których oczekują nasi mieszkańcy.

Jakie są tego przyczyny? Otoczenie wskazuje na:

  • wzrost cen na rynku;
  • brak pracowników;
  • duża ilość zamówień publicznych (pozwala na wybór wygodniejszego zamówienia).

Z obserwacji zmian na rynku wskazałbym na przyczyny takiego stanu rzeczy:

  1. Wzrost cen – spowodowany jest wydawaniem większej ilości pieniędzy przez rząd w ramach różnych programów (najczęściej wskazywany program 500+ choć nie chcę przy tej okazji negować konieczności stosowania polityki prorodzinnej). Jeżeli w gospodarce dostaje ktoś pieniądze, a w zamian nie wytworzył nic, to wyda te pieniądze (wzrasta popyt przy niezmienionej liczbie produktów) – rosną ceny; W ten proceder wpisują się inne aspekty też rzutujące na wzrost cen – zwiększony popyt na rynku inwestycji gminnych powoduje, że ceny materiałów budowlanych kosztują więcej niż wcześniej. W tym obszarze duży wpływ mają niewątpliwie zmiany przepisów dot. podatku VAT zmieniające kosztorysy niektórych firm;
  2. Brak pracowników – de facto na rynku mamy chyba do czynienia z bezrobociem naturalnym tzn. takim, którego poziom nie może ulec obniżeniu bowiem dotyczy osób, które nie znajdą pracy z przyczyn od nich niezależnych (np. osoby z niepełnosprawnością) lub świadomego obrania zawodu „bezrobotny” (osoby leniwe, które po części zostały zachęcone do takich postaw różnymi programami osłonowymi – głównie chodzi tu o łatwość uzyskania zasiłków bez konieczności poniesienia wysiłku (osobiście uważam, że już dawno wypaczono sens „robót publicznych”) a szereg instrumentów oddziaływania na rynek pracy powinno trafiać do osób bezrobotnych w zamian za wykonanie czynności na rzecz infrastruktury publicznej (np. malowanie ławek w parku); proces ten pogłębiły uboczne skutki programu prorodzinnego „500 +”, gdyż program ten nie uzależnia wypłaty środków od posiadania pracy a w zasadzie zachęcił do jej unikania; niszczy to mentalność pracowników – nagradza się nie staranność w pracy a spryt dostępu do programu, jeżeli połączymy to ze zjawiskiem migracji zarobkowej to rynek pracy wykazuje deficyt pracowników i zniechęca do podwyższania kwalifikacji;
  3. Rynek oferenta – jeszcze do niedawna mieliśmy „rynek zamawiającego” w przetargach uzyskiwano dużą konkurencyjność w efekcie niższe ceny, głód zdobycia zamówienia prowokował firmy do oferowania niższych cen niż wynikały z kosztorysów. Obecnie wcześnie wskazane czynniki rzutujące na rynek, uszczelnienie przepisów dotyczących podatku VAT i kontrola zatrudnienia w firmach, podwyższenie minimalnej płacy oraz stawki za godzinę na umowy zlecenie powoduje, że przedsiębiorcy inaczej niż poprzednio kalkulują ceny;

W efekcie Gminy albo zmuszone są płacić więcej lub spotykają się z brakiem ofert. Nie wiadomo czy tendencja ta utrzyma się, ale sprowokowanie większego popytu w początkowym okresie zachęca rynek lecz w późniejszym może objawić się rosnącą presją na ceny i wzrostem inflacji – w efekcie Gminy, a tym samym my wszyscy będziemy płacić za nasze planowane i oczekiwane inwestycje.To czy jest to gruntujące się zjawisko pokaże najbliższe 8 – 10 miesięcy. Sygnały ze strony rządu o planowanych podwyżkach dla poszczególnych grup zawodowych oby nie okazały się uruchomieniem zjawisk inflacyjnych wtedy trzeba będzie inaczej spojrzeć na budżet, a wzrost wynagrodzeń może być zmianą jedynie nominalną a nie realną jakiej się oczekuje. Jak na razie samorządy w Polsce spotykają się z coraz większą trudnością znalezienia wykonawców dla planowanych inwestycji.