W relacjach społecznych często jak to nazywam z sarkazmem możemy zaobserwować zachowania opisane w Biblii „Lewa ręka nie wie co czyni prawa”. Opisane zachowania czynią życie społeczne mniej przejrzystym i bardziej kosztownym. A uczestnicy życia społecznego ganią za takie postawy innych sami nie widząc że czynią podobnie. Kilka przykładów:

  1. Propagujemy postawy ekologiczne. Znamy konsekwencje zdrowotne nieekologicznego oddziaływania. Znamy przepisy wspomagające ekologię. Narzekamy na innych, że brudzą, niszczą środowisko. Gdy ktoś jest karany za postawę sprzeczną z ekologią bijemy brawo. Ale czy sami jesteśmy w pełni w porządku? To skąd się biorą ludzie palący w piecach tym co nie wolno? Dlaczego nie dbamy o szczelny system gospodarowania ściekami? Skąd się biorą śmieci w lasach? Częstym motywem takich postaw jest chęć zaoszczędzenia w naszych wydatkach. Jest to jednak pozorne. Niszcząc środowisko powodujemy, że z naszych podatków wydajemy na niwelowanie skutków tych nieodpowiedzialnych zachowań. Wydajemy więcej na leczenie zdrowia zapominając, skąd się biorą niektóre ze schorzeń. To marzenie, do którego warto zmierzać: Uwierzmy, że możemy żyć tak czysto jak Skandynawowie. Dbamy o środowisko ponosimy opłaty, wymagamy szczegółowych rachunków za wywożone ścieki, nie palimy w piecach, segregujemy odpady tak jak oni. I wtedy Państwo, Samorząd ma mniej wydatków na sprzątanie, Straż Miejską, Wodociągi zarabiają lepiej więc woda i ścieki nie drożeją, żyjemy w czystszym otoczeniu – podatki nie są tak często podnoszone.
  2. Rynek pracy dotyczy każdego. Niektórzy uczestnicy tego rynku omijają płacenie podatków. Przecież płacenie podatków jest takie niepopularne i to w każdym kraju. Wchodzący w „szarą strefę” nie ponoszą podatków i kosztów ubezpieczenia społecznego – zarówno pracownicy jak i przedsiębiorcy. Obie strony mają oszczędności. Zakręcamy koło, oczekujemy wsparcia ze strony Państwa by administracja zaoferowała narzędzia wspierające rynek pracy – administracja wydaje więc z podatków przedsiębiorców i pracowników umożliwiając zatrudnianie ale nie wszystkim bo pieniędzy z podatków nie wystarcza. Ci co nie dostali wsparcia się irytują i wskazują na niesprawiedliwy system. Rosną żądania i oczekiwania by wsparcie zwiększyć potrzeba więc większych wydatków na które Państwo zbiera większe podatki. Spirala się nakręca a uczestnicy systemu udają, że nie widzą, że oszczędności są pozorne, a finansowanie dokonywane jest pieniędzmi tych samych lub innych podatników. Narzekamy wówczas na nieefektywny system pracy, narzekamy na pracę PUP-ów, nie zauważamy że system jaki stwarzamy pozwala nagradzać wcale nie najlepszych a najsprytniejszych. Rynek pracy wymusza migracje, ludzie nie radzący sobie poszukują pracy dalej ponosząc dodatkowe koszty na zdobycie pracy, niektórym się nie udaje więc zaczynają sięgać po dodatki mieszkaniowe i wsparcie socjalne MOPS-ów (też z podatków). Wydajemy coraz więcej płacąc za pogłębianie patologii na rynku pracy. Przedsiębiorcy coraz trudniej mają znaleźć wartościowych pracowników bo niektórzy wartościowi zatracili swoje atuty na skutek przerw w pracowaniu. Dokładamy też strat w szkolnictwie bo wydając na oświatę, niszczymy umiejętności absolwentów, a oświata mając coraz bardziej zakłamany obraz płynący z rynku pracy coraz częściej chybia w „produkcji” siły roboczej. Rośnie frustracja i coraz częściej wskazujemy że chcemy stabilnego rynku pracy jak w USA itp. Ale czy na prawdę chcemy?